czwartek, 16 lipca 2009

Nuda w kuchni, czyli maślane ciasteczka


Składniki
250 g masła
110 g cukru
275 g mąki (ja dosypałam jeszcze garść- pewnie zależy to od jakości masła)
Przyprawy
mak + skórka cytryny (starta) lub
żurawina lub
płatki czekoladowe lub
imbir lub
cokolwiek lubicie w ciastkach

Polewa- jeśli ktoś lubi to może kupić polewę gotową, albo rozpóścić tabliczkę gorzkiej czekolady, lub białej

Przygotowanie
Masło ucieramy w misce przy pomocy łyżki, lub drążka zakończonego kulką (babcie takie cudo miały i zaręczam że jest skuteczniejsze od łyżki).
Stopniowo dodajemy cukier i dalej ucieramy, aż masa zrobi się puszysta, leciutka, kremowa z pęcherzykami powietrza.
Wsypujemy "przyprawę" ja wsypałam posypkę czekoladową i dodałam startą skórkę z cytryny.
Mieszamy i dodajemy mąkę- mieszamy łyżką (nie blenderem czy innym cudem techniki)
*dodam że ciasto nadaje się do zamrożenia, wystarczy zawinąć w papier
Na blaszce do ciasta (nie smarujemy, nie wykładamy papierem, ciasta są wystarczające tłuste) układamy ciasteczka, kształt wielkość nie gra roli, ale niech będą grube na około 7 mm.
Ciasteczka pieczemy 10 min...no chyba że widzimy że jeszcze nie są rumiane.
Piekarnik 175 stopni z termoobiegiem, ale warto ciasteczka odwrócić na drugą stronę, bo spód lepiej się piecze niż góra.

Po wystygnięciu możemy polać ciastka polewą.
Gwarantuję że są okrótnie słodkie i idealne do herbatki.

Co nowego...

Dawno mnie tu nie było. Nadal twierdzę, że błogosławiony stan jest raczej mniej niż bardziej błogosławiony, ale przywykłam do tego. Dni spędzone "samotnie" w domu (samotnie tylko do 17 bo pies się nie liczy) pozwalają pogodzić się z aktualnym stanem i spojrzeć na niego z innej perspektywy.
Moja perspektywa zależy od stopnia natężenia nudy, a że doszła już do maksymalnej granicy, patrzę na mój stan z punktu widzenia zakupoholiczki. Łączę przyjemne z pożytecznym, w końcu WSZYSTKO się kiedyś przyda :) Tak też konto zostało nieco uszczuplone, by nie powiedzieć że znacznie bo mój mąż czyta bloga....a pies nauczył się zajmować sam sobą (spać na kocyku i reagować tylko na dźwięk dzwonka).
Jestem trochę zawiedziona, że nie mogę zwalić mojego zakupoholizmu na zmieniający się rozmiar, bo tak się nie dzieje, więc na dzień dzisiejszy wymówki co do ubrań nie posiadam, ale może już wkrótce. Mamy z Alienem za sobą 19 tygodni, a jemu dobrze w moim płaskim brzuszku, no cóż w końcu rozmiar nie gra roli.

W związku z tym, że mamy połowę miesiąca i połowę pensji (optymistyczna wersja), postanowiłam oddać się innym "pasjom". Poznałam fajnego szczura, uwielbia pochłaniać książki i ma niesamowitą osobowość. "Firmin" został poczęty przez uroczego staruszka o imieniu Sam Savage, przyznam że jak na pierwszą powieść, to jestem pod ogromnym wrażeniem. Książkę pochłania się jak ciastko z kremem, szybko ale z chwilą na delektowanie. A co do ciasteczek, to spróbowałam przepisu Rachel (TVN Style a co? ). Jeśli ktoś uwielbia przesłodkie i przemaślane łakocie to zaraz podam przepis.